Bonjour!
Dzisiaj piszę o czymś, co miało pojawić się na walentynki, ale w końcu z tego zrezygnowałam. Teraz jednak powracam, bo pomysł ten atakuje mnie przynajmniej co dwa tygodnie, nie pozwalając mi o sobie zapomnieć. Może to dobrze, bo w końcu mam gdzie napisać o tym wszystkim. Ciekawi o co chodzi? Już tłumaczę!
MIŁOŚĆ NA WIZJI
Nie pamiętam już kiedy po raz pierwszy zobaczyłam coś takiego w telewizji. Zaręczyny na wizji, przed setkami, a może i milionami osób. Połowa świata wzdycha, że to przecież takie romantyczne! Co robię ja? No cóż, zastanawiam się co ta biedna dziewczyna musi teraz czuć. Bo, pomyślcie sobie, że miłość waszego życia właśnie oświadczyła Wam się przed wszystkimi ludźmi. Oglądają Was nie tylko obcy, nieznani Wam ludzie, ale także rodzice, dziadkowie i najlepsi przyjaciele. Presja jest okropna, bo przecież o zaręczynach dowie się nawet sąsiadka babci przyjaciółki z gimnazjum. Jeszcze nigdy nie padło na wizji: nie, a ja w sumie trochę się nie dziwię. Wyobrażacie sobie to? Mówicie swojemu facetowi nie i nagle jesteście wygwizdani przez cały kraj. Okropnie niezręczna sytuacja.
Dziwnie tak, oświadczać się przy ludziach. Nie wiem, może to tylko ja mam takie dziwne myślenie. Dla mnie sam moment zaręczyn powinien być czymś osobistym, intymnym, nie wywlekanym na światło dzienne. Nie wyobrażam sobie tego dnia przy całym kraju. Cóż, nie wszystkie zaręczyny kończą się szczęśliwie. Czasem pada to smutne nie, więc lepiej, by padło, gdy jesteśmy sam na sam, niż przy setce osób. Nie wiem komu wtedy jest gorzej - jemu, bo dostał kosza, mimo iż myślał, że jest w szczęśliwym związku czy jej, bo musiała złamać mu serce.
Zaręczyny powinny być romantyczne. Przynajmniej ja je takimi widzę. A zresztą, nie tylko ja. Ostatnio poruszyłam ten temat z Justyną, gdy czekałam na moje zaliczenie z kultury popularnej. Rozmawiałyśmy o zaręczynach na wizji. Jaki mają sens? Nie wiemy. Niby w żarcie powiedziałam, że zamiast zaręczyn na wizji wolałabym dostać książkę, w której byłby pierścionek (typowe niszczenie książki, ale za to jaki cel!). Im dłużej siedzę i o tym myślę, tym bardziej uważam, że jest to zniszczenie książki w dobrym celu i chyba zeszłabym na zawał, gdybym dostała właśnie taką książkę. A gdyby był to Harry Potter, Siewca Wiatru albo Percy Jackson (tudzież któraś część Olimpijskich Herosów) to w ogóle byłabym chyba w siódmym niebie. A zaręczyny na wizji? Chyba bym się zawiesiła z zażenowania. Chociaż nie wiem, może to się jeszcze zmieni?
Cóż, każdy woli co innego. Gdy patrzę na powyższe zdjęcie, to z jednej strony aż mnie skręca (no bo to niszczenie mojego dzieciństwa), ale z drugiej strony łezka się w oku kręci, bo to pokazuje, że coś z dzieciństwa może być ze mną przez całe życie. Harry Potter, książka po którą większość sięgnęła będąc dziećmi, może stać się jeszcze jednym, cudownym wspomnieniem. Czyż nie wygląda to idealnie? No i jest prywatne, intymne. Osobiste.
Twardo będę obstawiać za tym, że zaręczyny na wizji i przy tłumie ludzi (np. na stadionie podczas meczu, gdy kamera na Was wskazuje) są ustawione pod publiczkę, nie mają żadnej magii. Ten moment, jeden z najważniejszych w naszym życiu, powinien być intymny i prywatny. Taki nasz. To w końcu nasza sprawa czy komuś powiemy o tym, jak wyglądały nasze zaręczyny. Czy komuś w ogóle powiemy. Wiadomo, można od razu zadzwonić do połowy znajomych i rodziny, wstawić "Wydarzenie z życia" na facebooku, wykrzyczeć to całemu światu. Pytanie tylko... po co to? Myślę, że chcąc pochwalić się szczęściem w naszym życiu ("Patrzcie, ona chce być moja do końca życia! Jestem największym szczęściarzem!"), zapominamy o prywatności i osobistych odczuciach. Gonimy za popularnością i tym, aby nam zazdrościli, zamiast na moment przysiąść i zostać, we dwoje. Mieć czas dla siebie, nie dla innych. To szczęście zaręczyn ma być nasze, prywatne. Nie całego świata.
Szkoda tylko, że coraz częściej o tym zapominamy...
Cóż, każdy woli co innego. Gdy patrzę na powyższe zdjęcie, to z jednej strony aż mnie skręca (no bo to niszczenie mojego dzieciństwa), ale z drugiej strony łezka się w oku kręci, bo to pokazuje, że coś z dzieciństwa może być ze mną przez całe życie. Harry Potter, książka po którą większość sięgnęła będąc dziećmi, może stać się jeszcze jednym, cudownym wspomnieniem. Czyż nie wygląda to idealnie? No i jest prywatne, intymne. Osobiste.
Twardo będę obstawiać za tym, że zaręczyny na wizji i przy tłumie ludzi (np. na stadionie podczas meczu, gdy kamera na Was wskazuje) są ustawione pod publiczkę, nie mają żadnej magii. Ten moment, jeden z najważniejszych w naszym życiu, powinien być intymny i prywatny. Taki nasz. To w końcu nasza sprawa czy komuś powiemy o tym, jak wyglądały nasze zaręczyny. Czy komuś w ogóle powiemy. Wiadomo, można od razu zadzwonić do połowy znajomych i rodziny, wstawić "Wydarzenie z życia" na facebooku, wykrzyczeć to całemu światu. Pytanie tylko... po co to? Myślę, że chcąc pochwalić się szczęściem w naszym życiu ("Patrzcie, ona chce być moja do końca życia! Jestem największym szczęściarzem!"), zapominamy o prywatności i osobistych odczuciach. Gonimy za popularnością i tym, aby nam zazdrościli, zamiast na moment przysiąść i zostać, we dwoje. Mieć czas dla siebie, nie dla innych. To szczęście zaręczyn ma być nasze, prywatne. Nie całego świata.
Szkoda tylko, że coraz częściej o tym zapominamy...
Jeśli jeszcze nie wiecie - można mnie śledzić także na facebooku, zapraszam:
3 Komentarze
Ojj nie chciałabym żeby moj partner zniszczył tak HP ;)
OdpowiedzUsuńhttp://fashionsmachines.blogspot.com
Nie myślę jeszcze o jakiś swoich zaręczynach,ale często myślę o tych ''publicznych zaręczynach''. Ostatnio doszłam do wniosku,że może facetowi jest łatwiej,gdy patrzy setka osób,bo ma większą szansę na to,że wybranka się zgodzi.-takie tam moje przemyślenia xD
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie :)
1000in1blogger.blogspot.com
Ja ostatnio byłam świadkiem zaręczyn na koncercie, na scenie
OdpowiedzUsuń! To ci dopiero :D. Zapamiętam to na długo:))
www.tatarak-w-chinach.blogspot.com - mój blog z opowiadaniem, będzie mi miło jak przeczytasz i skomentujesz :).