Witajcie,
dzisiaj
post z mojej strony dosyć nietypowy i, uwaga, nie jest on opatrzony
moimi zdjęciami, a tymi znalezionymi w internecie. Post dotyczy tym
razem Tima Burtona, jednego z najlepszych i, co najważniejsze,
najoryginalniejszych reżyserów, jakich filmy miałam okazję oglądać.
Wstyd się przyznać, bo mimo bycia jego fanką od dawna, nie miałam
możliwości czy okazji, by zobaczyć wszystkie jego produkcje. Oczywiście
wszystko łatwo można nadrobić i już w ten weekend sięgnę po kolejne
filmy.
Tim swój pierwszy film nakręcił w 1971 roku. Była to Wyspa Doktora Agora,
której, oczywiście, nie widziałam. Pierwszym jego filmem, od którego
zaczęła się moja przygoda z dziełami pana Burtona był film pod tytułem Marsjanie Atakują,
który podbił moje serce, mimo dosyć zwariowanej historii, nie mówiąc
już o tym, jak bardzo jest ona nieprawdopodobna. Nikt w moim otoczeniu, a
już zwłaszcza moja rodzina, nie mogli zrozumieć co mi się podoba w
filmie, który swego czasu był puszczany w telewizji średnio co pół roku,
czasem i częściej. Marsjanie Atakują pojawiali się w telewizji chyba częściej niż Kevin sam w domu czy Kevin sam w Nowym Jorku,
a ja mogłam siedzieć przed telewizorem i jak oszalała ten film oglądać.
Do dzisiaj mi nie przeszło, ale, co oczywiste, film od dawna nie leciał
już w telewizji. A szkoda.
Następnie uwielbiałam i dalej uwielbiam Sok z żuka. Beetlejuice
jest dla mnie magicznym filmem, do którego niedawno powróciłam, po
długim nieoglądaniu. Moje uwielbienie nic się nie zmieniło, wręcz się
pogłębiło, bo dla utożsamienia się z Beetlejuicem w mojej szafie zaczęły
się pojawiać ubrania w pionowe, biało-czarne pasy. Uwielbiam ten
motyw.
Oglądałam jeszcze Edwarda Nożycorękiego, Jeźdźca bez głowy, Gnijącą pannę młodą, Sweeney Todda, Charliego i Fabrykę Czekolady, Alicję w Krainie Czarów, Mroczne Cienie, Miasteczko Halloween a także Frankenweenie. W dalszym ciągu brakuje mi kilku filmów do obejrzenia, głównie ubolewam nad tym, że nie widziałam Dużej Ryby. Jedyne, czego nie potrafię przejść to Planeta Małp.
Niestety, może to nie film dla mnie, może to jeszcze nie ten czas, może
gdybym znowu spróbowała go obejrzeć to w końcu podeszłabym do niego
inaczej. Może. Wszystko skłania się do tego jednego, jedynego słowa.
Tim
Burton w swoich filmach stosuje bardzo często motyw biało-czarnych
pasów. Jego kreskówki to typowa groteska i nietypowe poczucie humoru.
Postacie rysunkowe zawsze mają duże oczy i małe usta, bardzo długie nogi
i ręce, dosyć nieproporcjonalne ciało. Wysokie czoło, duże głowy.
Wszystkie filmy mają dosyć mroczny klimat, a postacie nigdy nie są do
końca normalne. W jego filmach główne role najczęściej są grane przez
jego życiową partnerkę, Helenę Bonham Carter, oraz przez Johnny'ego
Deppa.
Jego filmy wzbudzają we mnie czasem skrajne emocje. Na Alicji w Krainie Czarów prawie krzyczałam do telewizora, właśnie na tytułową Alicję, żeby nie była głupia i nie zostawiała Kapelusznika, bo jak można zostawić Kapelusznika? Oglądając Sweeney Todda w dalszym ciągu wpatruję się w ekran bez tchu, mimo iż znam ten film prawie na pamięć, ale uwielbiam go i działa na mnie naprawdę emocjonalnie. Równie emocjonalnie zareagowałam, nie wiem dlaczego, na Frankenweenie. Może dlatego, że tam był pies, ukochane zwierzę, najlepszy przyjaciel. Pies, który zginął pod kołami samochodu. Nie wyobrażam sobie straty mojego psa, toteż poryczałam się na filmie animowanym.
A Marsjanie Atakują... zawsze będzie moim pierwszym ulubionym filmem, który gdzieś tam przyczynił się do ukształtowania mnie, mojej osoby. Trochę brakuje mi go w telewizji...
Ostatnio Justyna pisała pracę zaliczeniową
właśnie z dzieł Burtona i urzekł mnie fragment, który nam wysłała, a za
który została pochwalona. Osobiście - nie mam nic więcej do dodania.
Ujęła wszystkie słowa, które gdzieś tam krążyły mi po głowie, ale nie
potrafiłam ich poskładać w całość:
"Bohaterowie Burtona prawie zawsze zmagają się z demonami swojej przeszłości. Cierpią na nieuleczalną, przeraźliwą samotność. Zamykają się w świecie własnych problemów, nie chcąc pomocy z zewnątrz. Każdy z nich jest dużym dzieckiem, tkwiącym gdzieś pomiędzy rzeczywistością, a wyobrażonym światem marzeń, pragnień i tęsknot. Są to bohaterowie wyalienowani, choć otoczeni tłumem, to zawsze pozostający obok, idący własną drogą."
Tim Burton i Helena Bonham Carter. Gdybym mogła spotkać ich na żywo - powiedziałabym im jak wiele im zawdzięczam, ile zmienili w moim życiu. Jestem jednak pełna podziwu dla osób, które wysyłają do nich listy i paczki - ja nie czuję się na siłach ze swoim angielskim, by sklecić list na kilka stron a nawet kartek. Ale wszystko przede mną. Może kiedyś postanowię sięgnąć po kartkę papieru i pióro i zacząć pisać, po angielsku, list do Tima i osobny do Heleny, z prośbą o autograf.
Tak jak mówię - wszystko przede mną.
Tak jak mówię - wszystko przede mną.
6 Komentarze
Uwielbiam filmy Tima Burtona. Są takie nierzeczywiste, a jednocześnie takie bliskie każdemu człowiekowi. Uwielbiam jego filmy chyba też ze względu na Johnny'ego Deppa i Helenę Bohnam Carter, moich ulubionych aktorów. Och, jak bardzo chciałabym spotkać tą trójkę.
OdpowiedzUsuńCoś takiego jest w filmach Burtona, że chce się je oglądać na okrągło. Justyna we fragmencie swojej pracy ma całkowitą rację. :)
Zgadzam siez koleżanką wyżej w 100% :) Nic dodać, nic ująć :)
OdpowiedzUsuńrealizuj.blogspot.com
Kocham filmy Tima burtona są bardzo oryginalne :D
OdpowiedzUsuńhttp://zyciowa-salatka.blogspot.com/ obserwuje jeśli mozesz zrewanżuj się!
Filmy Burtona to moim zdaniem najlepsze dzieła filmowe na świecie :) Zawsze genialna obsada :) Helena B.C to jedna z moich ulubionych aktorek :) Wspaniałe małżeństwo
OdpowiedzUsuńTymczasem zapraszam do siebie www.devooted.blogspot.com
Uwielbiam Helenę BC. Harry Potter i Alicja w Krainie Czarów ubarwione zostały przez jej grę :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam Tima i rozumiem Twoją wielką miłość do jego filmów :)
OdpowiedzUsuń